Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

nienie sumieniu, a ślepego Staszka jako człowieka, który winę cudzą miał wziąć na siebie. Przyśpieszenie ślubu zdawało się to czynić prawdopodobném.
Napróżno łowczyna, która się o téj bajce dowiedziała, z oburzeniem protestowała, gniewała się, — ludzie prawili swoje... To tylko było dobrém w zmyślonéj złośliwie plotce, że wiadomość o oślepieniu nagłém chłopca zwróciła uwagę na różne sposoby leczenia w takich wypadkach; Maryś się dowiedziała, że w Warszawie i zagranicą znajdowali się lekarze, którzy umieli w takich razach łuskę zdejmować, nawet od dawna już ociemniałym.
Otucha wstąpiła w serce biednéj dziewczyny. Ślubu więc conajrychléj żądała, aby potém Stacha wywieźć zaraz do stolicy, a bodaj na drugi koniec świata i wzrok mu przywrócić.
Ile razy przyjeżdżała do Kraskowa, nie mówiła tylko o tém, cieszyła się i pocieszała go, zaręczając, że u Boga tę łaskę wymodli... i że on oczy odzyska...
Na Staszku to jednak najmniejszego nie czyniło wrażenia, był jéj wdzięcznym, padał przed nią, ale jakby w szczęście nie wierzył, na chwilę nie wychodził ze swojego stanu rozpaczliwego.