Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

mógł trafić łatwo... Staw przy młynie był bardzo głęboki.
Na grobli, powiadali ludzie, jakoby w tym czasie czapkę jakąś ktoś znalazł, i domyślano się że była Staszkową.
Szczęściem, Marysi o tém nie doniósł nikt, a ona miała jakąś nadzieję — że biedny jéj ślepy gdzieś się znajdzie, że ona go wyszuka.... i...
Gdy Maryś wstała, łowczanki zaczęły się obawiać o nią, tak bardzo osłabła i zmieniła się. Siły powracać nie chciały, ochoty do niczego nie miała, i jak tylko wyjść jéj pozwolono, po całych dniach w kapliczce na posadzce siedząc, modliła się i płakała.
A że jedno nieszczęście nigdy samo nie przychodzi — wnet potém i drugie ją dotknęło.
Nikt się nigdy do pana Kalasantego za jego życia z krewnych nie zgłaszał — o Podrębskich żadnych nie słyszano. Łowczyna nawet, blizka krewna, nie wiedziała o nich. Teraz nagle z pod Płocka od Mazurów, — wyskoczyli jacyś Podrębscy, wywodząc się od stryjecznych i utrzymując, że majątkiem dziedzicznym rozporządzać nieboszczyk nie mógł.
Zapowiadali proces. Łowczy, jako opiekun, musiał stawać w obronie, lecz nie cierpiąc spo-