O nich jaśniéj nigdy rozmawiać nie chciał.
Pomimo tych zapewnień w panu Salomonie znać było autodidakta... Miał w obchodzeniu się ze skórą i dratwą pewne zuchwalstwa, nieprawidłowości, na które rzemiosło nie pozwala i nie potrzebuje ich. Radził sobie zuchwale bardzo.
W szyciu butów zarywał na reformatora i rewolucyonistę. Umiał się bez wielu rzeczy obchodzić, bez których porządny majster nie stąpi. Robił podeszwy niekiedy nadzwyczajnéj grubości, to niezmiernie cienkie, szył dratwą nie zawsze jednaką... Nudziła go jednostajność, miał fantazye... a, co najgorzéj, że samo rzemiosło to rzucał, to do niego wracał i niekiedy wkraczał w rymarskie zajęcia.
Przytém, jako mieszkaniec Nadbuża, od dziecinnych lat bebrząc się w wodzie, zapalonym był rybołowem. Byle się zręczność nadarzyła z wędką, z węcierzem, z niewodem, na poświst, z oszczepem — rzucał niedokończoną robotę i ruszał.
Rozumie się, że u takiego majstra czeladzi nie było. Brał czasem sieroty-chłopaków, niby to do rzemiosła — ale niecierpliwy i sam się zrażał nauczaniem i biedaków męczył tak, że mu uciekali.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.