Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

Majster z pogrzebu, czy go ludzie pociągnęli gdzie, czy sam powędrował i zapomniał się, na noc do dworku nie powrócił. Jedna z babek, która téż pono, oprócz szpitala przy kościele, innego nie miała domu, została na noc przy Marysi, jak się potém okazało, by korzystając z jéj nieprzytomności i łez, sprzątnąć co się dało, chwycić po nieboszczce: trochę gałganów, parę butów i lichtarz stary mosiężny.
Z tém baba się wyniosła rano. Maryś zaczęła się rozglądać po domu i rozmyślać, co ma daléj robić z sobą.
Szewc dnia tego nie wrócił wcale, nie wrócił i nazajutrz, nie było go i potém. Jak w wodę wpadł.
Jedni mówili, że na wędrówkę poszedł na Wołyń, czy na Polesie, drudzy że w przerębel skoczył i utopił się.
Słowem, Maryś została sama.
Ogarnął ją niepokój wielki. Wprawdzie jedna z bab ofiarowała jéj się do posług, lecz spostrzegłszy, że po nieboszczce dużo rzeczy brakło — nie mogła jéj przyjąć. Zawarłszy więc dom, poszła na plebanią, do księdza, na radę.
Wypadek był szczególny — rada trudna. Należało czekać na powrót Bardzickiego, bo w jego