Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiadomo jak u nas w kraju powolnie się wieści rozchodzą, a od miasteczka do miasteczka niżeli dojdzie wiadomość, kto tam zmarł lub ożenił się, upływają im często lata.
O rodzinie Bardzickiego w Błotkowie nikt nie słyszał, on sam nigdy o niéj nie mówił. Wypadkiem żyd z Błotkowa na jakiś jarmark pojechawszy do Łomaz, o szewcu który znikł opowiadał. W tém z kąta wyrwał się ktoś, jako jego brat stryjeczny, i o dworku zasłyszawszy, wnet się zabrał go rewindykować.
I jednego dnia, ni z tego ni z owego zjawił się w Błotkowie opasły mieszczanin, z papierami za nadrą, który się wylegitymował, jako prawy spadkobierca.
Wszedłszy do dworku, dziewczynie, którą tu zastał, zapowiedział z góry, żeby się sobie wynosiła gdzie chciała.
Maryś, która dawniéj spodziewała się tego, potém ubezpieczona poczęła się uważać jakby panią domu, przywiązała się do chaty i ogródka, o mało z żalu i rozpaczy nierozchorowała się.
Bardzickiego z Łomaz nawet proboszcz, który się w to wdawał, uchodzić nie mógł: dziewczyny przybłąkanéj ani znać, ni o niéj wiedzieć nie chciał. Z największą trudnością wymożono na