Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

A że u podkomorzyny dobrze się pisać nauczyła, nawet obowiązki sekretarza pani i pana łowczego spełniać musiała.
To ją powoli z garderoby przeprowadziło do pokojów. Kazano siadać do stołu — nawet przy gościach.
Wszyscy znajdowali, że obiecywała się być bardzo piękną — bo już nią była; — łowczyna zaś dodawała, gdy wyszła Maryś z pokoju:
— To fraszka że dziewczę hoże, ale stateczne i główka co się zowie... a serce bardzo dobre. Biedy przycierpiała dużo... to téż nad wiek ma doświadczenia i statku.
Trafiła się rzecz zabawna, iż stolnikowicz Pruchno, który dotąd sobie, pomimo odziedziczenia Koralówki, nie mógł żony znaleźć, zabłądził raz do państwa łowczych.
Doktor Miller trochę mu jakoś z nóg puchlinę spędził, poruszał się raźniéj i koniecznie chciał się żenić. A miał wielkie pretensye do młodości i posagu, tak że gotów był do starszéj łowczanki w konkury.
Śmieszném to było, i śmieli się z tego wszyscy, ale nie mniéj przyjąć go, gdy przyjechał, musiano. Dnia tego Maryś nie chciała iść do stołu. Zmusiły ją panny do tego.