Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.


W Szerokim Brodzie życie płynęło ciągle tym szerokim korytem czystéj wody, wesoło, żwawo, raźnie — jak ono tylko dla niewielu pobłogosławionych rodzin upływa.
Szumu trochę na wierzchu téj fali, nigdy mętów, niekiedy coś obcego, przepływającego szybko, co woda natychmiast porywa i unosi.
Do najbliższych sąsiadów i częstych gości w Szerokim Brodzie należał krewny łowczynéj, średnich lat, wdowiec bezdzietny, mający niezłą wioseczkę o miedzę, pan Kalasanty Podrębski.
Był to człowiek na pozór zimny, sztywny, nieśmiały, rządny, — obrachowany... ale pomimo to, jak wszyscy ludzie w sobie zamknięci, pełen głębokiego uczucia, które taił, aby go nie narazić na pośmiewisko.
Pierwsze jego małżeństwo, o którém nigdy nic nie mówiono, miało być nieszczęśliwe — lecz jéjmość jakoś rychło zmarła.
Żeniono go potém wielekroć, ale powiadał, że jarzma małżeńskiego już więcéj dźwigać nie chce.
Najłatwiéj by mu było starać się o jednę z sióstr ciotecznych łowczanek, lecz z temi był od dzieciństwa nawykł się obchodzić i uważać je za siostry, a stary łowczy małżeństwom między blizko powinowatymi stanowczo był przeciwny.