Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

P. Kalasanty był niemal codziennym gościem w Szerokim Brodzie. Przyjeżdżał, grał z gospodarzem, cicho czasem coś pomówił z pannami, i milczący, jak zwykle, pokorny... służbista... odjeżdżał nazad do domu — dowiadując się tylko czy usłużyć czém nie mógł.
Panny go czasem wyciągały z sobą na przechadzki, aby im kwiatki zbierał, wrota otwierał, od psów bronił i aby się bezkarnie z kogo śmiać miały.
Na tych przechadzkach i u stołu widywał p. Kalasanty Maryś, i pierwsza starsza łowczanka dostrzegła, że pokryjomu na nią często spoglądał, a jak się jéj zdawało, bardzo czule.
Młodsza śmiała się z tego.
— Co tobie w głowie! Gdzieby on na którą z nas patrzał... on się kobiet boi i nie lubi.
— No, mów co chcesz... zobaczysz...





Wistocie, z czasem pewna sympatya dla skromnéj Marysi zaczęła się coraz okazywać wyraźniéj w p. Kalasantym. Z wielką nieśmiałością parę razy starał się z nią zawiązać rozmowę.