Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy myśleli, że dziewczę się pomiarkowało, obrachowało, i że w końcu się to małżeństwem skończy.
Kalasanty pytany zapierał się i śmiał się smutnie.
— Jestem przyjacielem jéj, to pewna, mówił pannom — ale ona za mnie pójść nie pójdzie, no, i ma racyą — a co jéj po zeschłym grzybie! To nie przeszkadza, że ja ją miłuję i weneruję i póki życia sentymentu dochowam.
Łowczostwo oboje nie mogąc tego zrozumieć, prawie byli zgorszeni.
— Dziewczyna ma pstro w głowie, choć roztropna, a Kalasanty na romansowego Koloandra się kieruje... i wzdychaniem chce żyć. Gdyby trochę nalegał, bo dziewczęta to lubią — poszłaby, nie ma nic lepszego do zrobienia — on deliberuje i wędzi się! Ale kiedy mu z tém dobrze!!
Było rzeczą dowiedzioną, że Maryś na imieniny Podrębskiemu uszyła woreczek z pacioreczkami... że on jéj przez łowczanki prezenciki posyłał, ale niby nie od niego one szły... Wszystko to miało swe znaczenie, tymczasem nie zbliżali się więcéj — i tyle tylko, ze się do siebie uśmiechali.
— Głupi człowiek z tego Kalasantego — mówił łowczy.