Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

Bądź sędzią między nami. Od dzieci wychowaliśmy się razem, jak brat i siostra przywiązaliśmy się do siebie. Daliśmy sobie słowo pobrać się jak Bóg da kawałek chleba, nie mam-że ja obowiązku być mu wierną?
— Oczewista rzecz — potwierdziła ekonomowa. Sama słyszałam od dobrodzieja, że kiedy sobie dwoje ludzi słowo da — to waży tyle co ślub.
— Widzisz! zawołała Maryś.
— Moja ty najdroższa! złota! — krzyknął Stach ręce podnosząc. Czyżem ja mógł przewidzieć co mnie dotknie — i jakże ja dziś bym śmiał... A! nie! nie! pojadę do szpitala... a losu ci nie zawiążę.
Ty, miałabyś na mnie pracować, dla mnie nędzę znosić!
— Czekaj — przerwała Maryś — posłuchaj co powiem.
Głos jéj zadrżał.
— Boga biorę za świadka, że czystą prawdę jak na spowiedzi... mówiła Maryś — czystą i świętą powiem prawdę.
Po twojéj bytności w Szerokim Brodzie, nie wiem jak się to stało, pan Kalasanty Podrębski siostrzeniec jéjmości, wdowiec, starać się o mnie począł.