Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

Żem ja go ku sobie nie ciągnęła — Bóg mi świadek! Oświadczył mi się, nalegali łowczy i jejmość, powiedziałam jak było, żem narzeczoną, że słowo dałam...
Na tém się skończyło.
Potém p. Kalasanty zachorzał i umarł. Zapisał mi wszystko co miał..., dodała cicho z płaczem w głosie.
Mam więc dom i chleb i pracować nań nie potrzebujemy.
Staszek słuchał zdrętwiały, kilka razy okrzyk głuchy z piersi mu się dobył, potém jakby mu w nich tchu zabrakło, otarł czoło, spuścił głowę.
Skończyła mówić, milczał nie podnosząc jéj.
— Pan Bog ci nagrodził, rzekł po długim przestanku, zato żeś wiele cierpiała; — dziś ty jesteś panią, ja żebrakiem, jakżebym ja śmiał — o mój Boże! nawet gdybym oczy moje miał, przystąpić do ciebie i dopominać się danego słowa... Podłym bym był! Bóg mnie skarz.
— A ja podlejszą jeszcze, gdybym dla tego marnego grosza, który Opatrzność zesłała abym ciebie ratowała — zaparła się przysięgi.
Mów co chcesz... nie odegnasz mnie od siebie...
Stach zakrył sobie twarz rękami i siedział tak pogrążony w sobie; płakał...