Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie — zaprzeczyła Maryś — i tak jak mnie żywą widzisz, nie ruszę się ztąd bez ciebie. Na Boga przysięgam!
Rzepkowa dodała, głową kiwając.
— Masz wóz i przewóz!! Tak mówić potrzeba... Co się acan będziesz sprzeciwiał, kiedy mocy nie masz, a teraz w naszéj jesteś... Trzeba słuchać!
Nie było odpowiedzi. Milczenie to więcéj niepokoiło Marysię niż to co mówił, znamionowało upor w nim, który nie wiedziała jak przełamać.
Szepnęła pochylając się do Rzepkowéj i wskazując na niego:
— Na miłość Boga, pomóż-że mi!
Ekonomowa wstała, z hałasem stołek usuwając.
— Tu niema co! rzekła — gdzie acana rzeczy? masz tłumok? trzeba pakować... Już mnie to zostawcie.
Za życia nieboszczyka, gdy bywało w drogę miał jechać, nikt jego rzeczy nie tknął tylko ja, bo wiedział że jak ja tłumok upakuję, to z nim choć na kraj świata...
Stach siedział nieporuszony.
Rzepkowa poczęła się po izbie rozglądać i gospodarować.