Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
86

— Proszę Waćpana panie Bałabanowicz!
Po czém mierzonym krokiem Podkomorzyna uwiesiwszy kluczyki u pasa, poszła wiodąc za sobą Bałabanowicza do sali jadalnéj, położonéj przez sieni z drugiéj strony domu i ozdobionéj staremi obrazami familijnemi, kredensem, to jest ogromną starą szafą za szkłem, wielką ilością krzeseł trzciną wypletanych i biało olejno malowanych. Drzwi do połowy zamurowane z boku, służyły starym zwyczajem, do podawania potraw z kuchni przynoszonych, jak to dziś jeszcze w refektarzach klasztornych widzieć można. —
Już zasiedli do stołu, gdy Anna wywołana z ogródka weszła do sali, cała zdyszana, zarumieniona i spodziewająca się już niechybnéj burzy.
— A Waćpanna, odezwała się Pani Dorota, nigdy się nie możesz do porządku przyzwyczaić. Jak to można zapomnieć o dwunastéj i obiedzie. Zawsze potrzeba posyłać za tobą, szukać, to dla panny wcale nie pięknie? Gdzieżeś Waćpanna była?
— W ogrodzie?
— Cóż teraz można robić w ogrodzie! je-