Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.
93

spójrzał konkurent i umiał czuć, albo uczucia cenić, byłby się przestraszył. Łatwo poznać było w niéj ofiarę, która w milczeniu przyjmuje nieszczęście, chociaż je widzi straszném.
Naznaczono zaręczyny za tydzień i polecono P. Mateuszowi sprosić swoich znajomych, byleby nie więcéj nad osób dwadzieścia, Podkomorzyna ze swojéj strony miała także niektórych sąsiadów listownie wezwać.
Anna wybiegła z pokoju, gdy P. Mateusz odjeżdzał, załamała ręce i padła na łóżko. Ciotka zaczęła ciągnąć kabałę.
— Jak uważam, rzekł Sędzia wsiadając do powozu, panna coś niebardzo temu rada, miała minę przebitéj!
— At zachciałeś odpowiedział Mateusz, jeśli się boi mnie, to tém lepiéj. O miłość jéj nie stoję, będę ją miał i bez niéj. Te wyrazy wymówił tak przykrym głosem, że sam Sędzia wzdrygnął się słysząc je.
— Jednakże, pozwól sobie powiedzieć, rzekł z cicha, iż jesteś obowiązany uszczęśliwić ją i starać się żeby jéj z tobą dobrze było. Tak przynajmniéj powszechnie mówią.
— Ja ją biorę dla siebie nie dla niéj, odpo-