Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
106

skończył się obiad, a goście czekając rozpoczęcia tańców, porozchodzili się podochoceni dobrze winem, które Bałabanowicz im razem i sobie tak serdecznie dolewał, że w końcu obiadu runął pod ciężarem swoich obowiązków pod stół, i nie powstał z placu boju, aż nazajutrz.
Tańce rozpoczęły się od uroczystego polskiego, otwartego z panią młodą, po niéj w drugiéj parze szedł P. Mateusz z panią Podkomorzyną, daléj cały ogon par chichoczących, szeptających, spozierających na siebie, kończący się drobnemi dziećmi wyprostowanemi mocno, ażeby się słuszniejsze zdawały.
Gdy się to dzieje w sali, tym czasem X. Wikary staropolskim zwyczajem, z kropidłem i xięgą, idzie poświęcać łóżka!
Już północ, a jeszcze tańcują jedni, piją drudzy, już po północy jeszcze trwa zabawa, już się na dzień zabiera, a P. Mateusz wyrywa się ukradkiem z sali i bieży do pokoju sypialnego.
Otworzył drzwi i zawołał na sługę.
— Podaj mi fajkę, szlafrok i pantofle!
Spójrzał, obejrzał, obszedł, ale próżno Pan Mateusz, bo swojéj żony nie znalazł. Rzucił