Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
107

ze złością rękawiczki i wyszedł z pokoju, biegnąc do Pani Doroty.
— Gdzież jest moja żona?
— Gdzie! Spodziewam się, że w sypialnym pokoju.
— Nie ma jéj.
— Jak to nie ma? wszakże się rozebrała.
— Ale gdzież się podziała?
— Cóż to jest! w Imie Ojca! zawołała Pani Podkomorzyna biegnąc do sypialni. Otworzyła drzwi, szukała okiem, zatrzasła je za sobą i załamała ręce.
— Gdzież ona się podziała?
— Alboż ja mogę wiedzieć? odpowiedział Pan Mateusz, szarpiąc na sobie suknie. Cichoż już z tém! Niech Pani nie rozsyła, nie mówi! Ludzieby się śmieli —
— Ale co mi Waść prawisz, rozogniona wołała Pani Dorota, biegnąc, ja ją muszę znaleźć! To szalona dziewczyna, to kara boska.
I tak dobrze wypytywała się o panią młodą wszystkich, że w kwadrans całe towarzystwo o jéj zniknieniu wiedziało, młodzież śmiała się, starzy głowami kiwali, P. Sędzia niemy siedział w kącie, a Mateusz zapaliwszy fajkę,