Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
117

Lecz mimo swoich usiłowań, nie potrafił on wszczepić w nią wiary w zło i swojego piekielnego egoizmu. Poznawszy z jego nauk czarną stronę, Anna wierzyła w białą i za sen, za omamienie brała plugawą rzeczywistość którą on jéj tak starannie okazywał.
Trudno powiedzieć, co miał w tém za cel mąż; był on spokojny o żonę i pewny jéj cnoty, może więc dla tego, że swoim instynktem męczenia chciał ją tylko udręczać, zabijając w niéj najsłodsze pociechy, znajdowane w wierze i nadziei. Nie rachował wcale, jakie skutki wyniknąćby mogły z zepsucia jéj, a w swojéj nieubłaganéj woli, na wszelki przypadek, miał ratunek, który zepsuciu nawet, siłyby nie dał objawić się uczynkami.
W pierwszych chwilach nic nie zrówna podziwieniu i zgrozie, jakie przejęły Annę, gdy się jéj przyszłość, straszniejsza nad wszelkie okazała pojęcie. Jakkolwiek życie w Złotéj-Woli było przejściem osłabiającém wrażenie dawnych pieszczot rodzicielskich; jakkolwiek Ciocia przygotowała ją do nieczułości, do uległości i posłuszeństwa bez miary, P. Mateusz ze swoim cynizmem bezwstydnym zdał się z po-