Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
119

jego orężem było dotkliwe szyderstwo, którém instynktowie umiał tak kierować, że zawsze najboleśniéj ranił.
Jak w Złotéj-Woli tak tu Anna nie mogła nawet mieć przyjaciółki, tam oddalały od niéj nudne ceremonjały domu, tu znajome sąsiedztwu zepsucie i bezwstyd P. Mateusza. Bywał on wprawdzie wszędzie i wszyscy bywali u niego, ale ściślejszych stosunków nie miał z żadnym domem, kończyło się na zimnych raz w rok odwiedzinach. Męzczyzni zaś, którzy bywali u P. Mateusza i zwyczajne jego towarzystwo składali, byli to ludzie jak on popsuci, lub mający ochotę popsuć się w obcowaniu z nim. Dla tych nie miał on żony i zabraniał im pokazywać się Annie; dzięki téj ostróżności, miała ona przynajmniéj wolną chwilę wówczas, kiedy oni męża jéj zajmowali. Usuwała się gdzieś daleko, żeby śmiechów i rozmowy ich nie słyszeć, brała xiążkę jeśli jaką znalazła, czytała lub myślała. Nieszczęśliwi dręczą się myślami, lecz lubią myśleć i zastanawiać się, szczęśliwi nie mają na to czasu.
Na tyle przybyłych nowych a całkiem nieznajomych cierpień, przybyła jedna tylko nowa