Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.
132

Tu mu wątku niestało, a Podkomorzyna przywykła do posłuszeństwa, walczyła z sobą nie wiedząc co począć.
— Jeśli mnie najnikczemniejszego sługę swego odrzucisz, pójdę i zagrzebię się na pustyni — rzekł.
— Ale na cóż na pustyni? Bałabanosiu? Zmiękczona szepnęła Podkomorzyna, ale zkądże ci ta myśl przyszła?
— Karmię ją od lat dziesięciu!
— W istocie?
— To była jedna moja nadzieja.
— A ja o tém nic niewiedziałam! Ale ty mówiłeś o parę kroć funduszu?
— Ja go mam pani —
— Zkądżeś ty to wziął?
— Z possessij.
— Masz racją Bałabanosiu! A gdzież szlachectwo?
Ja go mam —
— Ale to być nie może —
— Mam wywód dokumentalny —
— To być nie może! to być nigdy nie może, mówiła Podkomorzyna jakby sama do siebie, ty tyle lat byłeś sługą moim.