Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.
133

— I zawsze nim będę, do śmierci —
— Na cóż śmierci Bałabanosiu! Ale zkąd ci taka myśl przyszła?
— Ja sam nie wiem, Pani —
— Wstańże już, wstań, ludzieby mogli nadejść, nie klęcz dłużey! Cóżeś ty powiedział! toby całkiem pomięszało porządek, toby było nieprzyzwoitém —
— Tyle podobnych bywało przykładów, że —
— Nigdybym się tego nie była spodziewała! mówiła ciągle Podkomorzyna, jakby sama do siebie i zdjęła okulary, odsunęła karty, chodziła zamyślona, Bałabanowicz stał jak na węglach.
— Niechcę ja mówić za sobą, przerwał po chwili, ale przypomniałbym Pani niewdzięczność tego P. Mateusza, którego warto ukarać —
— Masz racją — jednakże! Coby to ludzie gadali!
— Ludzieby mówili, żeś pani dobry wybór zrobiła, wyprobowanego i zaufanego człowieka, i nagrodziłaś wierne usługi —
— Powiedzże mi jak ci to na myśl przyjść mogło!
— Ja sam nie wiem! ja nie wiem, ale jeżeli pani nie przyjmiesz ofiary, ja —