Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.
137

czém Pani tak duma! Zapewne o jakim nieszczęśliwym kochanku!
— Znasz mnie nadto, żebym ci potrzebowała odpowiadać na to, rzekła kobiéta.
— Właśnie, że znam, to myślę, że chyba o kochanku tak długo z westchnieniami dumać można, bo pewnie nie o mnie. —
— Myślałam o Bogu i o sobie —
— Co za pobożność! śmiejąc się rzekł Mateusz — i na chwilę zamilkł, a potém znowu świstając dodał.
— Ta suknia nadto szeleszcze, zrzuć ją i włóż inną, niecierpię tego szelestu sukni —
Anna poszła suknią odmienić. P. Mateusz ciągle leżał i fajkę palił, zaledwie usłyszał powracającą żonę, wysłał ją do kuchni, dojrzeć wieczerzy i połajał za głosne drzwi zamknięcie. Tym czasem ogień przygasać zaczął i ciemno robiło się w pokoju, gdy drzwi powoli skrzypiąc się otwarły i ktoś ocierając nogi wszedł —
— Któż tam! to pewno ten bałwan Franciszek! zawołał, po jakiemu to wchodzisz do pokoju, niemógłeś nóg otrzeć w ganku. Po co tu przyszedłeś?
— A ślicznieś mnie przywitał! odezwał się