Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
144

mąż pójścia nigdzie nie mógł spotkać, bo w Złotéj Woli zakazano mu bywać, a w Brzozówce ani Bałabanowicz się nie pokazał, ani żonie tam pojechać pozwolił.
Wypadł jakiś jarmark w miasteczku pobliskiém, na który Bałabanowicz dawnym swoim zwyczaiem pojechał. Przewidujący wszystko Pan Mateusz, nasadził tam na niego Żydów i kilku szlachty, zalecając im żeby go spoili i do dwóch dni niewypuszczali. Gdy mu wreście znać dano, że już Bałabanowicza nie było, on sam konno udał się z jednym tylko człowiekiem do Złotéj-Woli.
Miało się ku wieczorowi, gdy stanął u bramy ogrodu i tu porzuciwszy konia, pieszo szedł ku domowi. Znajome mu były wszystkie zakątki, łatwo więc trafił do pokoju biednéj ex-podkomorzynéj.
Nie ta to była już Pani Dorota, którąśmy na początku powieści widzieli. Starsza się zdawała o lat dwadzieścia, zgarbiona, wychudła, trzęsąca, suknie na niéj w nieładzie, pieski jéj ulubione powypędzane nie dotrzymywały już towarzystwa. Zamyślona, z usty sinemi i wpadłemi siedziała i patrzała przez okno. Talja brudnych kart leżała porozrzucana przed nią.