Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
3

nia o potrzebie i nałogu, nie z żadnéj przypadkowéj fantazii; była to jego gankowa godzina. Wszedłszy wewnątrz domu, dawała się czuć ta sama spokojność, ten sam odwieczny porządek, każdy przedmiot godził się z drugim jakby z niego wyniknął i z nim razem był stworzony; nie było nic nowego, nic uderzającego dysharmonijnie. W sieniach stare świecące od wycierania ławy i skrzynie, stary zegar z kukawką gdakający bez ustanku, na ścianach zapylone wieńce kilkoletnich dożynek. U drzwi wiodących do sali na lewo, leżała słomianka do otarcia nóg. W oknie śpiewały w klatce kanarki.
W sali znowu ten sam porządek odwieczny. Przez całą jéj długość leżało płótno zabezpieczające starą niegdy woskowaną posadzkę od szwanku. Na niebiesko malowanéj ścianie, wisiało źwierciadło w ramach drewnianych z bronzami i dwa portrety mężczyzny w peruce i kobiety z różą w ręku upudrowanéj i w rogówce. Pod niemi stała kanapa obciągnięta nawleczką i widocznie w niektórych miejscach wysiedziana, przed nią uporządkowane do koła stolika krzesła w pokrowcach także, które tylko od