Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.
156

wiąc, rzucił woreczek w biurko, wypchnął Bałabanowicza, drzwi zamknął, klucz do kieszeni schował i dał znak sługom, żeby go ku gankowi skierowali.
Mimowolnie zgrzytając zębami ze złości wypędzony Bałabanowicz, pobiegł do stajni, siadł na bryczkę i wkrótce Jan zażywając tabakę w ganku, ujrzał go znowu w lipowéj ulicy.
— Jedź z Bogiem a niewracaj! mówił, krzyżyk ci na drogę, Bałabanosiu!
A słudzy radzi zemście śmieli się do rozpuku. Napuszony stary Jan, powydawał surowe rozkazy, nakręcił zégar w sieniach i poszedł zamknąwszy pokoje, rozstawiwszy wartowników, na gawędkę do kuchni, jak zwykł był czynić za spokojnych czasów od lat dwudziestu. Wkrótce tak było cicho w Złoto-Wolskim dworze, jak niegdyś za Pani Podkomorzynéj, i wszyscy weszli w dawne karby.

separator poziomy