Podkomorzyna nie śmiała się już sprzeciwiać, Pan Mateusz papiery pochował i zalecając żonie, aby o Ciotki wygodach myślała jak najstaranniéj (chodziło mu o zapisy) poszedł wypocząć.
Nazajutrz ledwie na brzask się miało, wysłał po Sędziego, któren przybył z południa. Nastąpiła długa narada względem tego jak postąpić należało, lecz nic stanowczego nie zdecydowano. Pan Mateusz śmiało zabierając się processować o rozwód, sądził zawsze, że Bałabanowicz zgodzi się na to dobrowolnie i jeszcze mu coś ze swojego funduszu ustąpić będzie musiał, broniąc się od zarzutu fałszerstwa, które, łatwo dowiedzione, zgubićby go mogło. Mając go zupełnie w ręku czekał spokojnie, ale tego dnia jeszcze nic nie zaszło. Nazajutrz dopiéro rano zjawił się znowu Sędzia, którego za pośrednika stary skąpiec uprosił. Bałabanowicz zdawał się na łaskę i żądał tylko zwrócenia Indultu, przystając na rozwód i zniszczenie zapisów, domagał się wszakże zwrotu swoich obligów, listów i notatek.
Pan Mateusz ani chciał o takiéj zgodzie słuchać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.
159