Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.
165

zemsty. Wzdragał się przyjąć je z początku Sędzia, lecz gdy Bałabanowicz zajątrzył go zręcznie, dał się nakłonić. Chodziło o zdatnego i niepodejrzanego człowieka, którego łatwiéj daleko było znaleść Sędziemu, mającemu rozległe stosunki, i niepotrzebującemu się ukrywać. Obrano jednozgodnie na kochanka Annie, a nieprzyjaciela Mateuszowi, niejakiego Teodora Ordęgę, człowieka młodego, śmiałego i lubiącego, jak mówią poprostu, awantury.
Pan Teodor Ordęga liczył już lat trzydzieści, spędzonych częścią w wojsku, częścią na wsi, którą tęgo zadłużoną posiadał niedaleko Brzozówki. Z najlepszém sercem, nienajlepszą głową, pełen litości a razem zawadjaka i pojedynkowicz, jedną ręką sypał jałmużnę i tracił majątek, drugą stającym mu na drodze obcinał nosy i uszy. Niewiem, jak się to zgadzało, ale tak było wszakże. Z blizka mu się przypatrzywszy miał coś w postawie, charakterze, twarzy, przypominającego Don Kwichota, nosił wąs zawiesisty, chudy był, wysoki, przystojny, ale przesadą jakąś nieco śmieszny. Jak prototyp lubił romanse i całe życie wzdychał do awantur miłosnych, których mieć nie mógł jak na