ném widywaniu. Anna nie wahała się bojąc szpiegów mężowskich, udawać przechadzki, wymykać się z domu i zchodzić się z nim w ogrodzie, w lesie — Jéj zdawało się to tak naturalném! tak ją opanowała ta pierwsza miłość, tak ją zaślepiła na przyszłość, na skutki, na wszystko! Przyczyniał się do tego Ordęga, który ilekroć wspominał o mężu, czynił to z niewypowiedzianą wzgardą i lekceważeniem, któremi biedną Annę zaraził. I jéj się zdawało, że potrafi postawić mu się śmiało, że się go nie zlęknie, nabierała sił ze swego przywiązania.
O! jakże szybko czas im upłynął, jak niesłychanie prędko uciekły miesiące naznaczone na pobyt u wód morskich, jak straszniejsza codzień objawiała się przyszłość; jak smutniejsze jeszcze życie, cięższe stokroć do zniesienia po chwilowéj przerwie cierpieniom, groziło Annie. Przeczuwała, że ciężko odpokutować będzie musiała za to, że uczuła przecie, iż jest na ziemi choć kropelka szczęścia, choć chwila odurzenia roskosznego, przeczuwała, że mąż dowie się o wszystkiém.
Nieraz przychodziło jéj na myśl uciec gdzieś z Ordęgą, pójść do Rzymu, paść do nóg
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.
172