Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.
177

Dawniéj pojmowałam to, mój drogi, lecz dziś, kiedy mi Bóg zesłał pocieszyciela, kiedy kilka dni innego życia mam w duszy, jakże ja te męczarnie zniosę! jakże ja z tym kamieniem u szyi żyć potrafię!
— Uciekaj ze mną! wołał Ordęga.
— Dokąd? odpowiedziała mu Anna po cichu, Cudza żona! — cudza własność, mąż dopominałby się o mnie jak o charta, któregoby mu skradziono, a świat nie ma wyrozumiałości na nieszczęście, świat widzi tylko pozory. Niktby nie wiedział com cierpiała, każdyby wiedział com zrobiła! i każdyby mnie potępił.
— Wszakże są prawa! są sądy, możesz powiedzieć, możesz się skarżyć.
— Ja! jabym się miała odważyć mówić to przed ludźmi zimnymi i niedowierzającymi, żeby ze mnie szydzili! I Anna zakrywała twarz rękoma płacząc, a Ordęga pałający gniewem, oburzeniem roił tysiąc dziwnych sposobów oswobodzenia jéj. Tak upływały miesiące niebytności męża dla Anny, dodajmy że mimo wszystkich pozorów miłości biednéj kobiéty była czysta; nigdy ją nie pokalał nawet swawolny pocałunek. Ona, nadto zrażona była cynizmem