Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.
197

nam do rozwodu, na który siostrzenica pani z serca się zgodzi, bo niewiem jak dotąd w téj niewoli wytrzymać mogła.
Oczarowana urokiem imienia Bałabanowicza, podpisała ex-podkomorzyna i na wszystko się zgodziła, Sędzia nie posiadał się z radości, wpakował papier do kieszeni i pod pretextem zbliżającego się wieczora, pożegnał P. Dorotę, któréj jeszcze kilka razy powtórzył, aby dopiéro nazajutrz rano wydała rozkaz niedopuszczania P. Mateusza do siebie.
Pewien już, że reszta równie pomyślnie pójdzie, Sędzia wsiadł na bryczkę i pośpieszył oznajmić P. Teodorowi, że wszystko gotowo.
W niewypowiedzianéj niespokojności oczekiwał Sędziego P. Teodor, chodził, wyglądał oknem, wysyłał ludzi na drogi, starą rozsuwał perspektywę, a gdy się zciemniło, wyprawił z pochodniami na drogę do Złotéj Woli, z téj strony spodziewając się Sędziego. Nareście ukazała się jego bryczka w dziedzińcu, a Teodor spotkał przybywającego na schodkach zapytaniem.
— A cóż?
— Wszystko dobrze!