Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.
200

kojni obay, aż gdy miała bić wyznaczona godzina, porwał się P. Teodor, uściskał Sędziego, który wracał natychmiast do domu, rzucił się w powóz i rozkazał ruszać.
Noc była jakby naumyślnie chmurna i ciemna, gęsta mgła jesienna okrywała ziemię, powietrze wilgotne i ciężkie; niekiedy wiatr powionął chłodny i upadł, a po nim znowu następowała cisza uroczysta jesieni. Zostawiony sam sobie Teodor palił się swemi myślami; chociaż odważny, doznawał mimowolnie jakiegoś uczucia niespokojności, które go dręczyło, rad był prędzéj niebezpieczną czynność dopełnić, zdawało mu się raz, że powóz toczy się za powoli, że godzina wyznaczona upłynęła, to znów porwany przestrachem, którego nigdy jeszcze w życiu był niedoznał, lękał się końca, chciał go odsunąć.
Przejeżdzając las usłyszał głos puszczyków i serce mu bić zaczęło. W tym lasku schodzili się oni z Anną, przypomniały mu się te chwile niebieskie i nabrał odwagi, którą znowu tracił, myśląc o niebezpieczeństwach téj nocnéj wycieczki. Wszystkie najgorsze tego wypadku następstwa stawały mu na myśli, przypuszczał