kać na wszystkie strony, przychodziły mu najdziwaczniejsze myśli, ludzie jego mieli go za obłąkanego.
W téj rozpaczy nie potrafił nawet nikogo posądzać, ani Sędziego, ani Teodora, ani się domyślił wspólnictwa Ciotki. Skutkiem niedecyzii południe przyszło, a on jeszcze nic nie zrobił, z południa udał się do Złotéj-Woli i tu dopiéro, gdy go do Ciotki niedopuszczono, zmiarkował, że się to stało za jéj wiedzą i co go srożéj jeszcze ubodło. Dowiedział się o wczorajszéj bytności Sędziego, połączył ją z ukazaniem się rannym w Brzozówce, trafił nareście na ślad jego zemsty i pośpieszył do niego.
Sędzia prawie pewien był, że P. Mateusz do niego przyjedzie, czekał go i napawał się myślą zemsty.
Jak szalony wpadł do niego P. Mateusz.
— Gdzie jest moja żona? zawołał.
— Twoja żona? dałżeś mi ją do schowania, odpowiedział Sędzia zimno.
— Pan żartujesz ze mnie! Ja wiem o wszystkiém.
— Więc powinieneś zapewne wiedzieć gdzie się ona znajduje, rzekł spokojnie Sędzia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.
204