Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.
8

dle wszystkich reguł przyjmowała ich, i żadnego jeszcze nie dopuściła do oświadczenia się. Większa część młodych sąsiadów, już nawet znudziwszy się porzuciła była pannę Annę, uważając ją za niezdobytą fortecę.
Tak się miały rzeczy w chwili, kiedy się ta historja zaczyna. Wybiła czwarta na zegarze w sieniach, skrzypły drzwi od sali, dał się słyszeć chód powolny, i łysy, siwy, wysoki, chudy Jan, stary sługa domu, w szaraczkowéj kurtce, palonych bótach, z chustką od nosa i tabakierką wyglądającą z kieszeni, wszedł, jak zwykł był wchodzić od lat dwudziestu, z tacą na któréj była kawa i sucharki. Postawiwszy ją na stoliku przed panią, cofnął się ku drzwiom i stanął pod progiem, zażywając tabakę.
W téj chwili pani Dorota związała sznurkiem karty, zdjęła z nosa i schowała w futerał okulary, przysunęła tacę i zaczęła nalewać kawę. Pieski przywykłe zbudziły się słysząc dźwięk garnuszka i filiżanki, a Jan założywszy w tył ręce, stał w milczeniu.
— Chłodno na dworze, Janie? zapytała pani, bo zwykła go było pytać zawsze o toż samo od lat dwudziestu.