Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.
11

ręki pani Doroty, przedstawił jéj młodego człowieka, jako swojego krewnego, pana Mateusza Wideckiego, niedawno osiadłego w tych stronach, który śpieszył ze złożeniem swego uszanowania pani Podkomorzynéj Dobrodziejce.
Naszastawszy mocno nogami na znak uszanowania przybyli, usiedli na wskazanych krzesełkach i uroczyste rozpoczęło się milczenie.
Pani Dorota szukała w głowie, od czego zwykła była rozmowę z przybywającemi zaczynać, pan Sędzia patrzał po ścianach i uderzał palcami po kolanie, pan Mateusz oglądał się z miną człowieka, który bada ducha domu. Gdy wszyscy milczą jeszcze, przez drzwi od bocznego pokoju, weszła z rumieńcem na twarzy panna Anna, goście powstali, ukłony, przywitanie i znowu milczenie. Pan Mateusz tylko poglądał już nie po ścianach, ale najpilniéj, jak bydź może, wlepił oczy w pannę Annę.
Gdy się to dzieje, pani Dorota odchrząknęła i zaczęła rozmowę.
— Pan Sędzia już zapewne ukończył siejbę?
— O! nie jeszcze, odpowiedział zapytany, jeszcze mam kilkadziesiąt korcy żyta do posiania.