Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.
15

Podano herbatę, Pan Sędzia głośno gadał, Panna Anna siadła zdaleka pomięszana, Pan Mateusz już znowu po ścianach tylko patrzał, Ciotka okazywała najfatalnieyszy humor. Gdy Jan wyniósł tacę, goście zaczęli spoglądać na zégarki, powoli wdzieli rękawiczki, pożegnali się i odjechali.
Zaledwie zahuczało, Pani Dorota ruszając ramionami powstała z kanapy, rozkazała stoły pościerać, pozwoływała rozpierzchnione pieski i odezwała się.
— Ależ to jakiś Jegomość impertynent! Tak zaraz obcesowo sobie do panienki się przysiada. Bardzoś WPanna dobrze uczyniła, żeś mu nie odpowiadała.
— Ja Ciociu odpowiadałam! rzekła Anna.
— A to bardzo źle, to nieprzyzwoicie, trzeba było udawać że się nie słyszy. Któż to widział kiedy z piérwszą wizytą i zaraz do Panny w konwersacje! Proszę, żebyś mi WPanna drugi raz to pamiętała, udawać że się nie słyszy. To wcale nie uchodzi żeby młoda Panienka gadała z kawalerami. Powiedz Aspanna niech Jan tu pościera, podaj mi mój różaniec. Idź precz Amor! idź precz! Jaki impertynent! Ale, bo i