że dla niéj nigdy się nawet nie znajdzie kochanek. Kiedy jéj przyjaciółki opisywały swoich, rumieniła się, a na zapytania — Kogoż ty kochasz? po cichu odpowiadała — Ja, nikogo.
— Ale to bydź nie może?
— Tak jest, moja droga.
I pełne egoizmu młodzieńczego przyjaciółki, tém świetniéj, tém piękniéj malowały jéj miłostki swoje, napełniały jéj głowę niemi, jakby chciały jéj przydać cierpienia czy ciekawości. I jak to bywa między przyjaciółkami, opowiadały owe cudowne wejrzenia na tańcującym wieczorze, owe ściśnienia ręki, owe przechadzki pod oknami, i podarunki kwiatów i bury od Mamy i t. d. Anna słuchała, ale nie zazdrościła; jednakże ogarniała ją czasem niespokojność, nieopisana żądza poznania tego uczucia, które jéj rowiennice tak żywo zajmowało. Napróżno — nikt się nie zjawił.
U Ciotki nigdy już nie posłyszała o miłości innéj, prócz Boga, bliźniego i P. Podkomorzego; powoli więc zapomniała, że kochać można, a surowa Pani Dorota tak się nawet czasem o Pannach zakochanych odzywała, jakby one wszystkie warte były najmniéj szubienicy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.
29