Ciotka nie przypuszczała miłości w kobiecie, pozwalała kochać pieska i to przyzwoicie, skromnie, a nadewszystko za pozwoleniem starszych: męża zaś malowała zawsze wychowanicy, jako rzecz, którą dają starsi niepytając zezwolenia panny, równie jak jéj sprawiają suknią i trzewiki.
Do wszystkich więc cierpień Anny, łączyć się jeszcze musiała myśl, że kiedyś da jéj Ciocia męża, podobnego nieboszczykowi podkomorzemu, którego portret nie wiele obiecujący wisiał w pokoju. Z prawdziwą pociechą słuchała, jak Ciocia ganiła wszystkich konkurentów i zabierała się ich odprawiać z kwitkiem, lękając się, aby któremu z nich nie była oddaną. Pojmowała ona, że znośniejsze jeszcze było życie pod panowaniem zegara i Cioci, niż przy mężu obojętnym, zimnym, i podobnym do nieboszczyka podkomorzego.
Całą pociechą Anny był jéj ogródek, na który nie wiem jakim szczęśliwym trafem pozwoliła Ciotka, przypominając sobie, że w panieńskim zostając stanie, miała także grządki, które pielęgnowała; wydzielono więc Annie, w końcu staroświeckiego ogrodu ze szpalerami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
30