Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
32

jeśli Jan zdyszany przybiegł za nią do altany, aby jéj opoźnienie przypomnieć, leciała wówczas, nie oglądając się i z anielską słodyczą gotowała się na nieskończone gderanie pani Doroty, która niemając innego pilniejszego zatrudnienia, z upodobaniem i smakiem siestrzenicę burowała.
Lecz gdy nadeszła zima, Anna nawet i tych godzin drogo okupionych nie miała, trzeba było siedzieć w pokoju i bawić się z Żolką i Amorkiem, albo patrzeć na nieśmiertelną Cioci kabałę.
Życie to Złotéj Woli to miało do siebie, że wszystkich, którzy tam dłużéj pobyli, obracało w machiny. Ten zegar na podobieństwo swoje przekształcał wszystkich aż do piesków. Nietylko Anna nawykła już była z każdą czynnością czekać uderzenia zegaru, lecz psy rozumiały jego bicie, a słudzy przeczuwali je zdaleka. W lecie i w zimie zarówno o szóstéj wnoszono kawę do pokoju pani, o samém południu dzwoniono na obiad, o czwartéj podawano poobiednią kawę, o pół do ósméj zastawiano wieczerzę, o dziewiątéj wszyscy spać się kładli, a światła gaszono. Nadzwyczajnéj potrzeba było