goś opiekuna, ale temu daleko więcéj o dziesiąty grosz chodziło, niż o dziecię jemu powierzone. Wcześnie skarbiąc sobie łaski chłopca, opiekun wszystkiego mu dozwalał, wszystko chwalił, i udawał ku niemu najwyższe przywiązanie, żeby pod tą pokrywką, za dójściem do lat, łatwiéj rachunki z opieki zdać mógł. Pan Mateusz chodząc do szkół, potém do Uniwersytetu, rozpuścił sobie cugle i co tylko złego w towarzystwie zepsutéj młodzieży da się pochwycić, nabrał wszystkiego. Usposobiony uprzedniém wychowaniem, wziął swoję roskosz za cel życia, bez zasad religijnych, obcując z małowiernymi do reszty stał się niedowiarkiem, wylawszy się na dogadzanie namiętnościom, osądził prędko cały świat za takiego jakim był sam, i wyuczył się szydzić jak z udania, ze wszystkiéj bezinteresowności, poświęceń, uczuć szlachetnych, które spotykał po drodze życia. Lecz mylę się zowiąc go niedowiarkiem. P. Mateusz jak bydlę nie czuł nawet potrzeby wiary, żył nie myśląc czy ma duszę, szydził najbezsensowniéj z tych, którzy mieli wiarę, bo nie mógł pojąć nawet jak oni szczérze wierzyć mogli.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.
47