Był więc nasz bohatér zupełném bydlęciem, i życie prowadził jak źwierzę. Wszelkiego rodzaju nasycenie było pierwszym celem jego, o sławę nie dbał, nie dbał o cnotę, śmiał się kiedy mu mówiono o czyjéj poczciwości, nie wierzył w przyjaźń, nie wierzył w miłość, wszystko gotów był dla widoków udawać. Zaczął od swego opiekuna, którego procesował doszedłszy lat i zgubił na majątku. Trafiła kosa na kamień. Potém wypuściwszy wieś swoję dziedziczną, mieszkał w mieście, ulubionéj siedzibie ludzi zepsutych. Tu w całém znaczeniu wyrazu hulał, a po kilku leciech spędzonych w towarzystwie najzepsutszém, uabywszy jeszcze hipokryzii w dodatku do pięknych przymiotów swoich, ugruntowawszy się w professii egoisty, obaczywszy łysinę i krąglejący brzuch, pomyślał wrócić na wieś, żeby się dobrze ożenić. Stary, zepsuty jak on, Pan Sędzia, stał się pomocnikiem najgorliwszym, i zawiozł go, jakeśmy widzieli, do domu P. Doroty.
Taki to był konkurent Anny, łatwo każdy pojmie, jaką on dla niéj przyszłość obiecywał, lecz nie łapmy ryb przed niewodem.