Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
50

siątek w kufrze leżało. Opierał się na staréj lasce ze skórzanemi kutasy, złamanéj i związanéj sznurkiem bezwstydnie.
Milczący, kłaniający się, pokorny, P. Bałabanowicz, wszystko widział, postrzegał i zdawało się po jego szarych oczkach, że zawsze myślał tylko o zdradzie.
Stanęli przed gankiem, wyszedł na spotkanie gospodarz, nastąpiło przywitanie i P. Bałabanowicz trzymając w ręku laskę, skurczony, zbiedniony, kłaniający się wszedł do pokoju, spotknąwszy się na progu. Kipiał już samowar na stoliku, a służący robił poncz. Sędzia i P. Mateusz na migi pokazali sobie, że naprzód gościa spoić wypada. Gospodarz miał w tém nawet rachubę, bo czując potrzebném darować mu konia, sądził że gdy pijanemu konie swoje pokaże, Bałabanowicz może z pochwałami, do mniéj kosztownego się uczepi.
Zaczęła się żywa rozmowa, w któréj po większéj części, kommissarz Pani Doroty, brał tylko udział kiwaniem głowy i wykrzyknikiem.
— Samo z siebie, Panie Dobrodzieju!
Było to jego przysłowie.