Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
53

widzeniu uczułem taki szacunek dla P. Podkomorzynéj i dla P. Anny, że, nie kryję się z tém, jakbym sobie życzył, żeby projekt P. Sędziego przyszedł do skutku. Wiem ja, że Pan Dobr. masz w tym domu zaufanie, chciéjże tam przy okoliczności słówko za mną powiedzieć.
A Pan Bałabanowicz ciągle stojąc na trzęsących się nogach i poprawując peruki, którą zsuwał prawie na oczy, odkrywając z tyłu łysinę, powtarzał.
— Z całego serca! Panie Dobrodzieju! z całéj duszy! Niech Pan Dobrodziéj będzie pewien! Nie omieszkam! Samo z siebie! Za tak zacnym obywatelem! Samo z siebie.
Nareście wynurzywszy się posiadali. Bałabanowicz był tęgo podpiły, jak się pokazywało z oczu, które nabrawszy niezwyczajnego blasku, jeszcze się zdawały zmniejszać co chwila i już tylko, jak drobniutkie gwiazdy na niebiosach, na czerwonéj twarzy jego jaśniały.
Powoli Sędzia, zaczął zwracać rozmowę na konie.
— A już kto znawca i amator to P. Bałabanowicz! rzekł. W całém sąsiedztwie nie ma takiego konesera.