zie, i zaczęto pić znowu. Wkrótce stary koniarz językiem ledwie niezrozumiale obracał, a gdy usnął zupełnie, P. Mateusz z Sędzią trzeźwi wysunęli się do drugiego pokoju.
— No winszuję ci! rzekł Sędzia siadając w krześle. Bałabanowicz ujęty i wszystko pójdzie dobrze; starym tym lisem nie można gardzić, ale też i ufać mu zbytecznie się nie godzi! Kto wie co on tam sobie myśli, a że tylko dla swego interessu robi zawsze wszystko, trzeba chcąc go mieć za sobą, pokazać mu w tém jego korzyść.
— Rozumiem, odpowiedział Mateusz, mogę go oślepić okazując chętkę mieszkania w mieście i zamiar powierzenia mu moich interessów. Będę przed nim grał rolę nielubiącego bardzo szczelnie wglądać w interessa, będę utyskiwał na brak uczciwych ludzi, plenipotentów i dójdę nawet, do zaproponowania mu —
— Rozumie się, że tego potém nie dotrzymasz, przerwał prędko Sędzia, byłoby to największe głupstwo w świecie!
— No! no, nie bój się, dam ja sobie rady, bądź pewien. Ale wieszże Sędzio, jakiego ja mu konia darowałem?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.
58