Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.
66

łabanowicza nagotowała P. Dorota. Jéj najbardziéj pochlebiały te grzeczności i te ceremonje, które przypominały młodość i P. Podkomorzego.
Całkiem fałszywe mając wyobrażenie o P. Mateuszu, cieszyła się, że tak zacny i majętny kawaler starał się o jéj siostrzenicę. Co się tycze Anny, ta ledwie się domyślać mogła o co chodzi, ztąd że jéj Ciotka kazała się staranniéj ubierać i w pokoju dosiadywać przy gościu. Przeczuwała jednak wszystko, nie wiedząc o niczém, i modliła się po cichu, aby od niéj Bóg odwrócił tego, jak innych. Nie wiedząc bowiem sama czemu, czuła ku P. Mateuszowi ten wstręt instynktowy jakiś, który zawsze zwiastuje, że się człowieka strzedz potrzeba. Nie darmo dała nam to uczucie natura, jest to przestroga jéj, często lekce ważona, a bardzo jednak ważna!
P. Mateusz jak kot przy kominie, pochował swoje pazurki i pokazywał się w Złotéj Woli takim, jakim się mógł i powinien był podobać. Z największą bacznością pilnował godzin, zaglądał do zégarka, pieścił psy, ustawiał krzesełka na miejscu, z westchnieniem mó-