Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.
81

Otworzył i wszedł P. Kommissarz, a naprzód przywitawszy panią, obejrzał się i uspokoił gdy ujrzał że Anny nie było w pokoju.
— Cóż tam słychać? zapytała Podkomorzyna zdejmując z nosa okulary i chowając je do futerała, odsuwając karty, otwierając tabakierkę i częstując go tabaką, którą on z przyzwoitém uszanowaniem wziąwszy, zażył, kichnął i ukłonił się, a potém wyprostowawszy, odpowiedział zwyczajem dawnym.
— Nic dobrego, pani.
— Przecież, co tam robisz?
— Kazałem młócić po folwarkach, ale zboże nadzwyczaj nieumłotne!
— Tak to u nas zawsze! odpowiedziała Podkomorzyna, dawniéj jeszcze nimeś Waćpan przybył, tu choć nieuregulowane były majątki, ale intratniejsze!
— Lepsze bo to były czasy! rzekł Kommissarz silnie poprawując peruki i zaraz dołożył.
— Byłem wczoraj z Sędzią, u naszego konkurenta.
— No! no! i cóż tam?
— Zamyślają tu zjechać w Niedzielę i oświadczyć się!