Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.
82

— Doprawdy! zawołała porywając się Podkomorzyna, tak prędko?
— Tak, uprojektowali sobie! Ale z respektem winnym Pani, jużby warto pomyśleć o tém!
— O czém?
— A o tym konkurencie.
— Wszakieśmy już myśleli?
— Wartoby się naradzić o intercyzie —
— Ja myślę tymczasem oddać im Dorotynki — Bałabanowicz po pod trądem pobladł, udawał jednak zupełną spokojność.
— Jak się podoba Pani, rzekł, w istocie to nawet majątek nieintratny. Ale jeszcze nieuregulowany, i jak się w cudze ręce dostanie —
— Myślisz, Bałabanowicz, że P. Mateusz nie potrafiłby sobie z nim dać rady?
— A zapewne, młody człowiek! Potém widzi pani, co innego kiedy jeden zaczyna i jeden kończy, co innego —
— Już ja to rozumiem, odpowiedziała chodząc po pokoju Podkomorzyna. Ależ przecie muszę coś dać siostrzenicy?
— Samo z siebie. Ale mnie się z respektem, zdaje, że jakby pani wyznaczyła jaką summkę, na co się Pani ma wyzuwać?