w nic nie wierzy i wszystko mu zarówno obojętnem; co najgorzej w ostatku nietylko nie ma upodobania w kraju, ale zaledwie za karę w nim wyżyć potrafi. Napróżno starał się wmówić mu posłannictwo wielkiej reformy, które złożył na jego ramionach. Tymlo uśmiechał się i milczał, nie biorąc tego do serca.
Wychowanie tak troskliwe, tak metodycznie obmyślane, jeden tylko zmysł rozwinęło w młodym człowieku do wysokiego stopnia, jedną stronę i skłonność: Tymlo widział we wszystkich materjał do krytyki, i z prawdziwym talentem umiał wskazywać słabość każdej nauki, niedostateczność każdej czynności, śmieszność wszelkiej postaci. To chorobliwe skrzywienie inteligencji czyniło go na resztę obojętnym i ślepym, a do chwytania ułomności tylko dziwnie jasnowidzącym i potężnym.
Pierwszym zaraz rzutem oka obejmował nauki, sprawy, człowieka grzech pierworodny, zakalce, plamy, ułomności, umiał je określić i oskarżać, ale bezsilnym był dla zaradzenia czemkolwiek i poznania strony jasnej i żywotnej. Jakieś dziwne nawyknienie skłaniało go zawsze w tę stronę i przywiązywało do drobnostkowego wyszukiwania przywar. Analityk, krytyk, nic już potem zbudować nie umiał na jasnem poznaniu słabości i niedostatków, bo nie było rzeczy i czynności w którejby się ich nie dopatrzył, wyłącznie do nich przywiązując.
W chwili rozpoczęcia powieści naszej, był to młodzieniec pięknego wzrostu, piękniejszej może jeszcze twarzy, rysów delikatnych i czystych, ale równie i słodkiej i pozbawionej wyrazu jak ojcowska, nic w nim już nie było młodzieńczego. Świat nie miał dlań tajemnic bo mu go doskonale i jasno wytłómaczono przez a+b, rozebrano chemicznie, wywiedziono filozoficznie, wyjaśniono i otworzono na wszystkie boki. Nie było rzeczy którejby nie umiał i nie znał, ale nie było też którejby pragnął i którąby ukochał.
Wszystko mu było obojętnem, i wszystko zarówno zdawało się możliwem, a ostatecznie każda rzecz sła-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.