zamieszkał z nim razem, w osobnym domku szwajcarskim za ogrodem, czas pędząc na niezmiernie systematycznem i obrachowanem próżnowaniu. Życie jego upływało metodycznie i porządnie... po angielsku, w samotności i nudzie poważnej. Wstawał nie rano, przejeżdżał się trochę konno po polach lornetując ojcowskie gospodarstwo z pół uśmiechem często szyderskim, śniadał z Timesem lub Evening Mail w ręku głaszcząc swe charty i daksy, potem szedł na chwilę do rodziców, leżał z książką, jadł obiad, powracał do swego domku, polował, pływał, przewracał nowości naukowe i literackie które mu nadsyłano, zaczynał kilka robót do których ukończenia zawsze mu czegoś nie dostawało, światła, powietrza, materjałów i ochoty, — ziewał, przechadzał się, jadł i kładł się spać nareszcie, by wstać znowu do takiego samego rodzaju życia.
Ojciec napróżno starał się go obudzić z tej apatji, Tymlo uśmiechał się tylko, ruszał ramionami i odpowiadał że zajmować się czemkolwiek u nas nie było warto. Jednak przyznajmy mu to, że gdy go przemożna władza ojcowska zmusiła niejako do wzięcia udziału w czemkolwiek, czynił to zimno, niechętnie, ale z siłą wielką i nie mniejszą umiejętnością. To co umiał, umiał istotnie gruntownie, a umiał bardzo wiele i nie było dlań rzeczy obcej.
Jeździec wyborny, choć inaczej jak na folblucie i na siodle angielskiem nie mógł jeździć, bo na prostym koniu jazdy nie rozumiał, pływacz doskonały, muzyk wykształcony i teoretyk biegły, rysownik wprawny i malarz gruntownie z techniką obeznany, śpiewał z talentem. Przy tem agronom specjalny, cukrownik, gorzelnik, technik we wszystkich gałęziach przemysłu gospodarskiego wyćwiczony, z pamięcią niezmierną, z dowcipem ostrym choć flegmatycznym, miał wszystko co mogło stanowić niepospolitego człowieka, a był w istocie zamkniętą i w tekturę angielską oprawną encyklopedją.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.