zadawniony, który z przeciwnej strony mieli za proces o sumy neapolitańskie.
I nie o nim też pewnie zamyślił się Jan Dembor przechadzając po salonie z rękami pod poły surduta założonemi, w oczekiwaniu na śniadanie — gdy służący wniósł na tacy listy z poczty. Gospodarz domu popatrzał na plikę, jakby przez koperty chciał zbadać co się w nich zawiera, i jak zawsze powolnie, zasiadłszy w krześle, począł metodyczny rozbiór poczty, od listów.
Było ich kilka, od fabrykanta machin, o żniwiarce i hydraulicznej prasie zamówionych w Anglji, o jakimś pługu który się okazał niepraktycznym, od kupca o zbożu, od bankiera o wypłacie weksla, od fabrykanta umyślnie wypisanego z Belgji do sukennic, a na spodzie — coś niezwyczajnego i niespodzianego.
List ten ostatni obok porządnych kopert okrytych stemplami domów i poczty, zapisanych charakterem wprawnym i pewnym, wyglądał ubożuchno i jak wieśniak biedny w towarzystwie salonowych ludzi, wstydzie się zdawał swojego stroju i niezgrabnego adresu.
Koperta na nim była papieru regestrowego, widocznie robiona od ręki, a napis nakreślony głoskami wielkiemi, trochę krzywy i ukośny. Czarna pieczątka szeroko rozlana, z jednej tylko strony przyjęła odcisk, z drugiej zastygła lśniąca nietknięta. Widocznie korespondent nie był przywykły do listów lub nie wiele się troszczył o fizjognomię tego który wysyłał, przejęty czem innem.
Dembor nie przywykły do odbierania tego rodzaju odezw, coś namiętnego w samej powierzchowności mających, potrzymał w ręku list z czarną pieczątką, obrócił go razy kilka i choć się nie zdradził z myślą wewnętrzną znać było, że nie bardzo chciwie brał się do otworzenia. Ćwiarteczka papieru wycięta z arkusza, zapisana na cztery strony, wysunęła się z siwej koperty... spójrzał na podpis, ale nie można było poznać po twarzy co w nim wyczytał, począł sumiennie od początku. Odezwa była następującej treści:
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.