Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

własne przywiązanych do niej ludzi co ją otaczali, rozjaśniło się jej lice uśmiechem świętości, i zasnęła pocieszając sieroty swoje.
Chwili tej w której martwe już tylko zwłoki jej ujrzeliśmy przed sobą, opisać nie potrafię — nie będę silić się na to — powtórzę ci tylko, kochany wuju, ostatnie jej wyrazy wyrzeczone do ciebie.
— Powiedzcie Janowi, rzekła — że mu was polecam, ufam jego rozumowi i sercu — niech wam radzi, niech was wspiera, wiem pewnie, że was nie opuści, że się na nim nie zawiodę, słuchajcie go jak ojca.
Nie mogę ci pisać więcej kochany wuju, ani Michaś, ani ja, nie mamy jeszcze na to dość siły, on biedak leży nawet chory dotąd, tak go przejęła ta strata, którą ja nie mniej uczułam od niego, ale z większą przyjęłam odwagą. — Nie mogę i nie mam prawa myślić o sobie, bo Michaś na mojej opiece.
Czekamy rozkazów twoich, wuju kochany, przybycia lub wezwania, rady, której we wszystkiem potrzebujemy biedne sieroty. Bądź nam ojcem łaskawym, bądź opiekunem... Bóg ci to odda, bo my nie potrafimy; przywiązane dzieci twoje

Anna i Michał Solscy.“

W przypisku były jeszcze słów kilka od Michała, brata Anny, który mimo choroby zdobył się na wyrazy pełne uczucia... skreślone ręką drżącą.
Dembor przeczytał list nie zmrużywszy oka, powoli, uważnie, twarz jego nie zdradziła żadnego uczucia, nie zadrżała mu ręka, nie dobyła się łza... złożył papier uważnie, zasunął go w kopertę, schował do bocznej kieszeni i trochę się tylko zamyślił.
Nie wziął już tylko do ręki gazet i tak zadumany, pozostał w fotelu, gdy na znak dany z przedpokoju, drzwi się otworzyły z sali jadalnej i służący wezwał do śniadania.