Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.
XII.

Prawie w chwili gdy się to działo, weszła drugiemi drzwiami od swoich pokojów pani Demborowa, wedle zwyczaju niosąc z sobą mnóstwo książek, papierów, gazet, rękopismów, listów, które rozpatrywała w czasie śniadania, czasem udzielając treści ich przytomnym, zawsze skarząc się na ciężar zajęć i brak godzin nie mogących jej na wszystko wystarczyć.
Jużeśmy odmalowali ją kilku rysami, tu dodam tylko, że strój czynił ją młodą i świeżą do zadziwienia, a ogólny wyraz twarzy oznaczał zamyślenie się poważne i oderwanie się od życia powszedniego. Czasem tylko ukradkowym wzrokiem, którego się wstydzić zdawała, schodziła chwilowo na ziemię.
Wszedłszy spojrzała na męża, który jej chłodnem skinieniem przesłał urzędowe dzień dobry i zasiadła nie bez myśli jaką ma przybrać postawę, zanurzając się w swoich papierach.
Śniadanie stało przygotowane, ale nikt nie brał się do rozdawania go. Dembor przechadzał się zamyślony, pani czytała zmarszczywszy białe czoło; minęła chwila, nikt nie przychodził więcej, gospodyni domu zadzwoniła niecierpliwie.
— Proścież panny Emilji i pani Lully, zawołała do wchodzącego służącego.
— Proszono, zaraz idą...
W ślad też prawie za służącym wsunęła się panna Emiłja, którą nie za córkę ale za młodszą siostrę pani Demborowej wziąć było można, tak do siebie były podobne, i tak jednako piękne obie. Ale na licu matki było trochę choć sztucznego życia, na twarzy córki duma i znudzenie panowały tylko. Wszedłszy do pokoju przywitała matkę, która jej roztargniona pocałunek oddała, i ojca, który się niby uśmiechnął do niej, obejrzała się i usiadła na swojem miejscu, wygodnie rozpierając w krześle na dumanie.
Pani Lully, nieodstępna towarzyszka Emilji, dosyć nie ładna, ale mocno wystrojona i zaperfumowana fran-